Twórcy gry Assassin’s Creed IV coraz mocniej dają znać o sobie, częstując nas kolejnymi zwiastunami nowej części Black Flag, która ma się ukazać dopiero pod koniec października. Chcąc osłodzić sobie nieco to długie oczekiwanie, postanowiłam powrócić do Assassin’s Creed III.
Szczerze mówiąc, nigdy nie zdawałam sobie sprawy, jak ważne w grze komputerowej jest dobre tłumaczenie. I nie idzie mi wcale o zwykłą ekwiwalencję czy brak rażących błędów, rzecz dotyczy raczej dbałości o polszczyznę.
O doskonałym tłumaczeniu zwykle się nie dyskutuje, bo nie budzi ono kontrowersji ani oburzenia. Jeśli jest dobre, najczęściej po prostu się go nie zauważa. Znacznie chętniej notuje się potknięcia. I tak właśnie poprzez porównanie ze słabym tłumaczeniem Mafii II doszłam do wniosku, że tłumacze przygotowujący napisy do Assassin’s Creed III wykazali się nie lada językową finezją i wyczuciem.
Zacznijmy jednak od Mafii II. Rozumiem, że bohaterowie tej gry nie mogą posługiwać się polszczyzną elegancką i pachnącą, gangster to gangster. Jego język powinien być mięsisty, soczysty i niepokorny, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Przekleństwa w środowisku gangsterskim są normą, lecz skoro rzecz dzieje się w latach 40-tych i 50-tych, język powinien odzwierciedlać ducha tamtych czasów, współgrać ze wspaniałą muzyką i klimatem starego Nowego Jorku.
Nie podoba mi się nadmierna wulgaryzacja języka w tłumaczeniu, choć należy podkreślić, że oryginalna angielszczyzna też jest siarczysta. Tylko czy naprawdę nie było innej możliwości, niż przetłumaczyć kill them all jako zajeb ich albo go jako spierdalajmy? W przypadku tego ostatniego, skoro bohaterowie jadą samochodem, wystarczyłoby może po prostu gazu? Nie zaprzeczam, że wulgaryzmy są niezbędnym komponentem językowym, jednak zbyt duże nagromadzenie niecenzuralnych słów niweluje ich kaliber i staje się po prostu nudne. Stoję na stanowisku, że wulgaryzmy w tłumaczeniu powinny znajdować się wyłącznie tam, gdzie są w oryginale. Oddajmy jednak sprawiedliwość tłumaczom – zdarza się, że niwelują ilość bluzgów. Być może więc te nietypowe ekwiwalenty to efekt kompensacji? No cóż, mimo wszystko takie rozwiązanie mnie nie przekonuje.
Sądzę, że dobrym wyjściem byłaby stylizacja języka na dawne czasy. Może wystarczyłoby poszukać inspiracji w książkach i filmach z tamtych lat lub użyć nieco wyobraźni? Tłumaczenie, nawet w aspektach niezwiązanych z dawnymi czasami, wydaje się dość toporne – dlaczego dwóch facetów, siedząc w samochodzie mówi „chodźmy do domu” („let’s go home”) zamiast „jedźmy do domu”? Nawet takie drobne aspekty sprawiają, że polskie dialogi wydają się, oględnie mówiąc, niedopracowane.
Jestem natomiast zachwycona tłumaczeniem dialogów w Assassin’s Creed III. Napisy charakteryzują się ogromną dbałością o język, o jego bogactwo i różnorodność. Jest to bez wątpienia tłumaczenie nieszablonowe, ekwiwalenty nie są pierwszymi lepszymi słowami wyrwanymi wprost ze słownika, lecz słowami zmyślnie wybranymi spośród wielu synonimów. Język ten dobrze współgra z XVIII wiecznymi realiami. Oczywiście, nie jest to język jakim posługiwał się Stanisław August czy Hugo Kołłątaj, lecz raczej język poddany obróbce na modłę Sienkiewiczowską, lekko stylizowany i delikatnie przykurzony. Brzmi to wspaniale.
Oto kilka przykładów kreatywności tłumaczy:
Who knows? — Któż może to wiedzieć?
A question, if I may. — Mam pytanie, jeśli łaska.
Excellent. — Wybornie.
They have a little love for the capitan. — Nie pałają miłością do kapitana.
Why do you say that? — Po czym pan to wnosi?
- To our success then. – And soon. — - Za nasz sukces. – I to rychły.
All will be forgiven. — Wszystkie przewinienia pójdą w niepamięć.
They have certain allure. — Potrafią przykuć wzrok.
Jak widać powyżej, tłumacze nie trzymali się niewolniczo oryginału, lecz starali się raczej skupić na tym, by tłumaczenie było dopasowane do kontekstu i przejrzyste, a także by oddawało ducha czasów. Odstępstwa stanowią moim zdaniem siłę całego przekładu. Twórcom polskich napisów do Assassin’s Creed III należą się gratulacje i to nie małe.
Znacznie mniej udane wydają się (podkreślam słowo wydają, bo w przypadku tych tekstów nie mam dostępu do wersji oryginalnej) opisy znajdujące się w bazie danych Animusa. Nie są tak zgrabne stylistycznie, lecz może to wynikać nie tylko z jakości pracy tłumaczy, ale także z faktu, że opisy odzwierciedlają sposób mówienia ich autora, jednego z bohaterów gry, Shauna Hastingsa. Jego język jest nieco ironiczny, arogancki i jak na mój gust dość prymitywny. Dają tu o sobie zapewne znać różnice kulturowe, zwłaszcza te dotyczące humoru. Jednak potknięcia w samym tłumaczeniu także się zdarzają. Np. w opisie Bunch of Grapes znajduje się takie oto zdanie: (…) mogło też chodzić o lokację – tawerna znajdowała się tuż obok starego budynku stanowego (…). Niewątpliwie miejsce lokacji powinna zająć lokalizacja. Zdarzają się też stylistyczne niezgrabności jak w haśle Benjamin Franklin: (…) starszy Franklin odkrył, że młody Benjamin pisał do jego gazety pod pseudonimem – Silence Dogood – i to pisał niezmiernie popularną jej sekcję. Coś tu niewątpliwie zgrzyta z tym pisaniem sekcji. Te wpadki mogę jednak wybaczyć w obliczu świetnie przygotowanych napisów. Zastanawiam się jednak, czy ktoś przypadkiem nie stwierdził, że dodatkowych opisów i tak nikt czytać nie będzie? :)
W ramach podsumowania warto podkreślić, że jakość tłumaczenia w dużej mierze zależy od jakości tekstu wyjściowego. Nie ma wątpliwości, co do tego, że angielskie dialogi w Assassin’s Creed III są dopracowane, urozmaicone, ciekawe stylistycznie. Opisom znajdującym się w bazie danych Animusa daleko jednak do doskonałości. To samo można powiedzieć o dialogach w Mafii II. Jednak w przypadku niezbyt udanego tekstu oryginalnego, trudno wymagać od tłumacza tego, by cały tekst przepisał na nowo.