La Liste Goncourt: le choix polonais 2011

Coroczna już porcja jesiennej, francuskiej prozy z Listy Goncourtów, która  w 2011 prezentuje się następująco:

Stéphane Audeguy Rom@
Emmanuel Carrère Limonov
Sorj Chalandon Retour à Killybegs
Charles Dantzig Dans un avion pour Caracas
David Foenkinos Les Souvenirs
Alexis Jenni L’Art français de la guerre
Simon Libérati Jayne Mansfield 1967
Ali Magoudi Un sujet français
Carole Martinez Du Domaine des Murmures
Véronique Ovaldé Des vies d’oiseaux
Eric Reinhardt Le Système Victoria
Romain Slocombe Monsieur le Commandant
Morgan Sportès Tout, tout de suite
Lyonel Trouillot La belle amour humaine
Delphine de Vigan Rien ne s’oppose à la nuit

We Francji przyjęło się powszechnie, że wystarczy na okładce lub jednej z pierwszych stronic umieścić magiczne słowo roman, aby książkę określić powieścią. Przynajmniej mają jasne kryteria. Może dlatego klasyfikowanie przez członków Académie Goncourt reportaży lub biografii jako powieści (spełniającej kryteria le meilleur ouvrage d’imagination en prose, paru dans l’année) przestało mnie dziwić.

Lyonel Trouillot La belle amour humaine – Ta powieść poruszająca problem ludzkiego szczęścia i dobrego życia składa się z trzech części. Pierwszą wypełnia opowieść mężczyzny o imieniu Thomas, mieszkańca pewnej małej wyspy na Karaibach, którą swobodnie można by nazwać małym rajem, wspólnotą, do której nie dotarło jeszcze przekleństwo cywilizacji. W potoku wypowiadanych przez niego zdań odnaleźć można krytykę współczesnego świata, ogromny rozdźwięk między życiem i wartościami wyznawanymi przez tubylców i turystów odwiedzających jego kraj, a także wiele historii z życia jego rodzinnej miejscowości. Między innymi opowiada on historię dwóch przyjezdnych, którzy zakłócili harmonijne życie wspólnoty. Tę opowieść wypełniającą podróż samochodem, Thomas kieruje do Anaïse, dziewczyny, która przybyła na Karaiby, aby dowiedzieć się więcej o przeszłości ojca. To ona później zabiera głos i opowiada o swoich doświadczeniach, uzupełnia wyznania Thomasa, o to czego nie chciał lub nie umiał powiedzieć. Ostatnia część należy do niezidentyfikowanego, wszechwiedzącego narratora. Dużym walorem tej powieści jest jej barwny, różnorodny język i styl, z którego tchnie lekkość i poetyckość.

David Foenkinos Les Souvenirs - Foenkinos to kuglarz: umie czarować i sprawić, że lektura to przede wszystkim przyjemność (choć tu wyraźne wskazanie na środkową, najsprawniej napisaną część powieści). Osią książki jest opowieść głównego bohatera dotycząca relacji rodzinnych, pod którą zdaje się kryć subtelna krytyka społeczeństwa. Punktem wyjścia do rozważań bohatera-narratora jest śmierć dziadka, od której opowieść płynnie przechodzi do emerytury rodziców, depresji matki, umieszczenia babci wbrew jej woli w domu starców, śmierci babci, rozwodu rodziców, ślubu bohatera, powrotu rodziców do siebie, rozwodu bohatera. W tej opowieści ważną rolę pełnią wspomnienia. Najbardziej udanym zabiegiem wydaje się wtrącenie w nurt głownej narracji krótkich wspomnień różnych osób, najczęściej bohaterów z dalszego planu. Urzeka nieprawdopodobieństwo tych opowieści i drzemiące pod nim przekonanie, że to rzeczywiście mogło się zdarzyć. Jest coś ładnego w prozie Foenkinosa, co sprawia, że nawet nienowe tematy są interesująco podane. Żałuję jednak, że powieść ta nie skończyła się nieco po połowie – zrobiłoby jej to znacznie lepiej.

Ali Magoudi Un sujet français – Rzadko się to zdarza, ostatniego razu nie pamietam nawet, ale tak czy owak jestem zmuszona przerwać lekturę. Zatrzymuję się na 50 stronie (na 406) i stwierdzam, że dalej nie warto czytać, na pewno nie pod kątem Prix Goncourt. Język zdradza, że do literackich nie należy, a książka jawi się jako próba rekonstrukcji biografii ojca pisarza, ojca, który o to poprosił, jednak nigdy nie opowiedział o swoim życiu. Powieść tę można by uznać za wspomnienia rodzinne wplątane w wielką historię. Z punktu widzenia Le Prix Goncourt: choix polonais jest jednak jedna ciekawa rzecz – żoną ojca i zarazem matką pisarza była Polka. Jednak dają o niej szybko zapomnieć niedopuszczalne błędy, których ktoś, kto przyznaje się do korzeni polskich nie powinien popełnić. Trudno je wybaczyć też komuś, kto piszę biografię, bo tego w bylejaki sposób nie godzi się robić. Polskiego czytelnika uderzą zapewne najmocniej camps polonais, ale i liczne grzechy lekkie, choć niemniej drażniące, np.błędna transkrypcja (pirojki, Danusha) czy podawanie rzeczowników w innym przypadku niż mianownik jako mianownik właśnie. Nie wiem jak akcja książki rozwija się dalej, ale mnie to niedbalstwo, a i pojawiająca się później powierzchowność analizy zdarzeń historycznych zniechęciły do dalszej lektury.

Carole Martinez Du domaine des Murmures – Napisana prostym, wyrazistym językiem historia o żyjącej w średniowieczu dziewczynie, która buntuje się przeciw woli ojca w jedyny skuteczny, aczkolwiek drastyczny sposób – odrzucając małżeństwo z wybranym przez niego mężczyzną i postanawiając zostać małżonką Chrystusa. Tak więc w dniu swoich zaślubin Esclarmonde wybiera życie pustelnicy. Od tej chwili żyje zamurowana w małej celi przy kaplicy, skąd przez okienko łączące ją ze światem zewnętrznym rozmawia z przybywającymi licznie pielgrzymami, uważającymi ją za świętą. Zyskała ona aureolę świętości, gdy w okolicy od czasu jej zamurowania zapanował nieznany dotąd dobrobyt, a śmierć przestała zbierać swe żniwo. Pustelnica nie zazna jednak w celi oczekiwanej niezależności i upragnionej samotności, dręczyć ją będą symboliczne, a zarazem zmysłowe wizje, dzięki którym można śledzić nie tylko dzieje krucjat, ale również wniknąć w codzienność ludzi średniowiecza,w ten mistyczny i na pozór odległy świat. Ta do głębi kobieca historia utkana jest z szeptów, nieśmiałe z początku wyznania, nabierają na sile i przeradzają się w krzyk rozpaczy. Powieść wyróżnia się stylem o zmiennym rytmie od powolnie płynącego do namiętnego słowa. Warto wspomnieć, że jest to pierwsza z cyklu planowanych przez autorkę siedmiu powieści opowiadających o losach kobiety na przestrzeni wieków.

 

***Postscriptum***

Znamy już wszystkich laureatów:

Prix Goncourt 2011 - Alexis Jenni, L’Art français de la guerre

Prix Goncourt des Lycéens 2011 - Carole Martinez, Du Domaine des Murmures

Liste Goncourt : Le choix polonais 2011 - Sorj Chalandon, Retour à Killybegs

Leave a Comment

Filed under Uncategorized

DSK a feminizmy

W związku ze skandalem wywołanym przez Dominique’a Strauss-Kahna pozwalam sobie skopiować interesujący artykuł, który obrazuje różnice w postrzeganiu feminizmu we Francji i w Stanach Zjednoczonych. Ukazał się on na stronie madame.lefigaro.fr.

France – États-Unis :  le choc des féminismes

Le cas DSK a réveillé la pensée féministe. Mais d’un côté à l’autre de l’Atlantique, on ne se bat pas au nom des femmes de la même façon. Focus sur ces militantes françaises ou américaines, dont la cause est commune, mais pour qui sexe et culture procèdent de deux visions du monde radicalement différentes.

Version française

Les figures de proue
Les nouvelles forces d’expression sont plutôt collectives, même si certaines ont un leader bien assumé, tel Osez le Féminisme et sa porte-parole, la trentenaire Caroline De Haas. En moins de deux ans, OLF a touché 13000 fans via Facebook, constitué bientôt 20 antennes locales. Autre regroupement, celui de La Barbe, né en 2007 en réaction à ceux qui renvoyaient Ségolène Royal à la maison. Depuis, elles surgissent affublées de postiche dans les lieux de pouvoir dominés par les hommes (Assemblée nationale, plateaux télé, conseils généraux ou d’administration…). Enfin, le Laboratoire de l’Égalité, fondé il y a un an, rassemble 350 personnes des deux sexes qui oeuvrent à l’égalité professionnelle avant tout.

Les motifs de révolte
La lutte contre le viol. Depuis novembre dernier, deux campagnes choc à la télé ont été initiées par les féministes autour des 75 000 victimes de viols annuelles, suivis de seulement 10% de plaintes.
Le sexisme au quotidien. La remarque déplacée du collègue ou la main baladeuse dans le métro ? On peut désormais les dénoncer haut et fort sur le blog à succès Vie de meuf, créé par Osez le Féminisme (et acheter le recueil Vie de meuf, le sexisme ordinaire illustré,éd. JBZ&Cie).

La précarisation des femmes. Les familles monoparentales sont des mères à 80%. Et leur paupérisation grandit. C’est le cheval de bataille de l’association Paroles de Femmes, fondée par Olivia Cattan.

Les moyens d’expression
C’est du Net qu’est partie la pétition de OLF et La Barbe : « Ils se lâchent, les femmes trinquent », pendant l’affaire DSK, qui a recueilli en France plus de 30 000 signatures. La rue a pris le relais, avec une manifestation le 22 mai à Paris, qui a réuni 3000 personnes. Expérience inédite, une Web série portée par Paroles de Femmes, intitulée Alice au pays des inégalités, débusque les comportements machistes. Enfin, le happening a resurgi avec les Barbues ou les chorales de Noël antisexistes de Mix-Cité.

À l’initiative d’Osez le Féminisme, trente associations organisent Féministes en mouvements, des rencontres tous azimuts les 2 et 3 juillet 2011 à Évry.

Version américaine

Les figures de proue
Les grands noms des années 70 occupent encore le devant de la scène. Ainsi, Kim Gandy, avec la National Organization for Women (NOW) et 500 000 adhérents revendiqués, agit en lobby composé avant tout de femmes mûres, blanches et éduquées. Gloria Steinem, icône septuagénaire du mouvement de libération de la femme et amie de Jane Fonda, a fondé avec elle le Women’s Media Center, qui épingle le machisme dans les médias. Erica Jong, 69 ans, pasionaria de l’émancipation sexuelle et auteur du roman culte, Le Complexe d’Icare, fustige l’apathie dans la presse et sur les blogs. Maureen Dowd enfin, 59 ans, est l’influente chroniqueuse du New York Times. Mais une nouvelle génération pourtant prend la relève sous l’impulsion de Jessica Valenti, 33 ans, new-yorkaise qui a fondé le megablog Feministing, le rendez-vous des jeunes féministes antipuritaines.

Les motifs de révolte
L’accès à l’égalité et à l’avortement : deux motifs forts de mobilisation, dans un pays où la droite religieuse demeure puissante.
L’égalité économique et sociale. Si la société américaine est devenue plus juste juridiquement, les femmes sont loin de partager le pouvoir à 50-50, une frustration qui s’accompagne d’une résignation, selon Maureen Dowd.
La misogynie des femmes. Si les hommes puissants continuent à agresser et à tromper avec impunité, c’est que des femmes ont échoué quelque part, s’émeuvent les féministes de la deuxième vague. Le soutien inconditionnel d’Anne Sinclair pour DSK est vécu par certaines comme une trahison. Le récent scandale du député démocrate Anthony Weiner qui envoyait des « sextos » aux groupies sur Twitter et Facebook fait dire à Maureen Dowd que « tant de femmes aujourd’hui sont ravies de se laisser traiter en objet ».
Le labeur des mères de famille. « Les Américaines subissent sans doute autant de sexisme que les Françaises, mais sans la même politique sociale et familiale ambitieuse : crèches, jours de congé maladie… », déplore Susanna Schrobsdorff de Time.

Les moyens d’expression.
On retrouve la parole des féministes dans les pages des magazines, les talk shows ou la blogosphère (féministing.com, feministe.us, Jezebel.com, blogher.com…) avec une audience très fracturée, même si en 2004, NOW a rallié plus d’un million de personnes à Washington pour la protection du droit à l’avortement.

Anne-Emmanuelle Berger (1) : “S’inspirer de la solidarité des Américaines”

Quelles sont les grandes différences entre féministes américaines et françaises ?
Dans l’affaire DSK, une partie des féministes américaines a questionné l’idée que les Françaises se rendraient complices d’un discours machiste, d’une sorte de bon plaisir du roi. Sur un thème différent, celui du voile, les Américaines considèrent que les Françaises ont une façon trop tranchée de traiter le débat, empreinte d’une atteinte au choix personnel, voire d’un déni du passé colonial. Mais plus important, en France, quand on est féministe, on ne le dit pas, contrairement aux États-Unis. Dans les milieux universitaires l’installation de programmes d’études de genre depuis les années 70 a contribué à transformer les rapports collégiaux. Et il y a une forme de féminisme tranquille, partagé par les femmes et un grand nombre d’hommes. La situation est très contrastée selon qu’on habite dans le Sud, en Californie, ou dans le Nord-Est, mais il y a un droit de cité des féminismes qui me paraît supérieur à ce qu’il est en France.

Qu’est ce que les Françaises ont à apprendre des Américaines ?
Les féministes aux États-Unis sont mieux organisées avec une plus grande solidarité, des formes de « sisterhood » (sororités) qui permettent de se mobiliser au-delà des clivages, comme on en trouve par exemple sur la prostitution. Des mécanismes juridiques ont été mis en place, comme la possibilité de faire des class actions au sein desquelles les femmes se regroupent pour porter avec davantage de poids un problème lié à ces questions de harcèlement ou d’agression sexuelle devant les tribunaux.

(1) Responsable du Centre d’études féminines et d’études de genre de l’université Paris-VIII. Elle a enseigné la littérature française aux États-Unis pendant plus de vingt ans.

Leave a Comment

Filed under Uncategorized

SDL Trados

Miałam dziś możliwość uczestniczyć w szkoleniu z obsługi programu SDL Trados. To pierwsze moje poważne spotkanie z programem do tłumaczenia wspomaganego komputerowo, czyli z tak zwanym CAT-em, ale już teraz muszę powiedzieć, że ów kot to narzędzie niezwykle ułatwiające i przyspieszające pracę tłumacza, zwłaszcza w przypadku tekstów użytkowych. Zastanawiam się na ile taki program mógłby być pomocny w tłumaczeniu tekstów literackich. Z pewnością mógłby podpowiedzieć jaki ekwiwalent danego słowa został użyty wcześniej i dzięki temu poprawić spójność tekstu, nie mówiąc już o braku konieczności ponownego sięgania do słownika. Obawiam się jednak, że poza tym byłby raczej przeszkodą – przecież tekstu literackiego nie godzi się tłumaczyć linijka w linijkę.

Leave a Comment

Filed under Uncategorized

La Liste Goncourt: le choix polonais 2010

Nominacje do Nagrody Goncortów  2010 roku przedstawiają się następująco:

Olivier Adam Le coeur régulier
Vassilis Alexakis Le premier mot
T. Beinstingel Retour aux mots sauvages
Vincent Borel Antoine et Isabelle
Virginie Despentes Apocalypse bébé
Marc Dugain L’insomnie des étoiles
Mathias Enard Parle-leur de batailles, de rois et d’éléphants
Michel Houellebecq La carte et le territoire
Maylis de Kerangal Naissance d’un pont
Patrick Lapeyre La vie est brève et le désir sans fin
Fouad Laroui Une année chez les Français
Amélie Nothomb Une forme de vie
Chantal Thomas Le testament d’Olympe
Karine Tuil Six mois, six jours  

Marc Dugain L’insomnie des étoiles – Powieść ta gatunkowo zbliża się do kryminału. Z lekkim rozczarowaniem jednak muszę powiedzieć, że zagadkę udało mi się zbyt wcześnie rozwikłać. Akcja książki dzieje się pod sam koniec II wojny światowej, gdy Francuzi wkraczają na teren Rzeszy. Kapitan Louyre i polegli mi żołnierze odnajdują w domu na wsi wygłodzoną dziewczynkę, Marię i kości jakiegoś człowieka. Ta zagadka, a wraz z nią wiele innych tajemniczych zdarzeń i miejsc, zacznie zaprzątać umysł kapitana, postaci samej w sobie intrygującej. Oprócz zbrodni popełnionych przez nazistów podczas II wojny światowej, autor przybliża także zbrodnie popełnione przed wojną, w “imię nauki” i “czystości gatunku”. Interesujące, choć niekoniecznie odkrywcze.

Mathias Enard Parle-leur de batailles, de rois et d’éléphants – To jedna z najkrótszych powieści, które znalazły się w tym roku na liście nominowanych do Prix Goncourt. Trzeba jednak przyznać, że to piękna miniatura. Dlaczego? Autor potrafi z mało znanego, niezbyt spektakularnego wydarzenia (które być może nie nastąpiło) – wyprawy Michała Anioła do Konstantynopola w celu zaprojektowania mostu dla sułtana Bazajeda – uczynić magiczną opowieść, nadać bohaterom swoisty charakter, pokazać odrębność dwóch cywilizacji, kilkoma słowami narysować ówczesny świat, uchwycić oblicze władzy i potęgi, naszkicować trudną, przypominającą niewolę pozycję artysty, oddać dramatyzm relacji międzyludzkich, a także ukazać rozterki człowieka renesansu i jego przemianę pod wpływem innej, działającej na zmysły kultury. Ponadto autor wspaniale włada słowem. I to wystarczy, by stworzyć książkę bardzo dobrą.

Amélie Nothomb Une forme de vie – Autorka, która niestrudzenie dba o swoich wiernych czytelników, ofiarując im co roku nową powieść, tym razem zawodzi. Zresztą Amélie Nothomb ma tylu zwolenników, co przeciwników. Ja, jak zwykle w takich przypadkach, nie zaliczam się ani do jednych ani do drugich. Do tej pory przeczytałam dwie jej powieści – choć to słowo raczej na wyrost, biorąc pod uwagę gabaryty jej utworów literackich. Zwykle podobały mi się opisy codzienności i obyczajów w krajach wschodu czynione okiem niezbyt naukowym i niezbyt świadomym, choć czasem, właśnie ta, nazwijmy to eufemicznie naiwność irytowała mnie do głębi. W obu książkach, które czytałam był też jakiś pomysł na fabułę, jakaś główna myśl. Najnowsza książka w tej kwestii rozczarowuje, bo o czym ona właściwie jest? Moim zdaniem o niczym, bo jeśli już traktuje o pewnych problemach, to w sposób bardzo powierzchowny i stereotypowy. O wojnie w Iraku i o amerykańskiej otyłości czytelnik czyta, to co właściwie już wie. Wojna to zło, Amerykanie są grubi i głupi. Ach, no może najpierw jest próba uczynienia grubych Amerykanów herosami w walce o pokój, ale gdy następuje odkrycie wszystkich kart, czytelnik może czuć się zażenowany. Fabuła bowiem prezentuje się następująco: Amélie pewnego dnia otrzymuje list od żołnierza z Iraku, fana jej książek, który twierdzi, że tylko ona potrafi go zrozumieć. Korespondencja rozwija się, Amerykanin ujawnia źródło swych bolączek – otyłość. Podkreśla, że owo obżarstwo jest reakcją na zło wojny. Amélie z jednej strony kpi ze swojego korespondenta, uważa go za półgłówka niezdolnego odczytać jej ironii, a z drugiej czeka z niecierpliwością na jego listy. Lecz ostatecznie to Amerykanin robi Belgijkę w trąbę. Okazuje się, że nigdy nie był żołnierzem, a swoją otyłość zawdzięcza siedzeniu przed komputerem i wcinaniu zamówionej pizzy i innych tego typu smakołyków. Moim zdaniem jednak, ta powieść może mieć inny cel. To jakby pstryczek w nos, forma zemsty na piszących listy do autorki. Nothomb w wielu wywiadach podkreśla, że czyta całą korespondencję, która do niej przychodzi i, że na nią odpowiada. Książka ta mogłaby być w najlepszym wypadku nauką savoir-vivre’u pisania listów do Amélie Nothomb.

Karine Tuil Six mois, six jours – Fabuła, jak wiele innych w historii literatury, inspirowana wydarzeniem ze stron gazet. Z tego zabiegu korzystał z sukcesem Flaubert, Mauriac i wielu innych. Przekonuję się jednak, że potrzeba nie lada talentu, aby z prostej informacji uczynić dobrą lekturę. I tego w Six mois, six jours zabrakło. Zwłaszcza, że streszczenie prawie całej fabuły widnieje na odwrocie i brzmi mniej więcej tak: Juliana Kant, posiadaczka największej fortuny w Niemczech, kobieta dojrzała i powściągliwa, wzorowa żona i matka, pewnego dnia daje się uwieść młodemu mężczyźnie. Po upływie pewnego czasu człowiek ten posuwa się do szantażu, żąda ogromnej sumy pieniędzy w zamian za nieujawnianie kompromitujących materiałów ukazujących ich igraszki. Okazuje się później, że mężczyzna chce w ten sposób pomścić swojego ojca, wykorzystywanego przez firmę ojca Juliany w czasie II wojny światowej. Owszem, autorka pozostawia kilka kwestii do rozważenia – np. dlaczego dojrzała, zawsze przykładna kobieta, zwykle tak nieufna i podejrzliwa, daje się uwieść ledwo co poznanemu mężczyźnie albo dlaczego ten mężczyna decyduje mśić się na kobiecie, która właściwie nie ponosi odpowiedzialności za przeszłość swej rodziny albo dlaczegopo II wojnie światowej, niektórych ukarano za ich przewiny, a inni uniknęli kary, a w dodatku, wyszli na tym zaskakująco dobrze. Ale w tej powieści to wszystko zbyt płytkie, mało poruszające. Pomysł na formę narracji dość ciekawy, pozwalający poznać bohaterów, oddający im głos, ale nie do końca udany: w tekście przebija miejscami sztuczność tego zabiegu.

Najwięcej miejsca powinnam poświęcić moim faworytom, ale jeśli książka jest bardzo dobra, to właściwie broni się sama. Twórczość Michela Houellebecqa bardzo sobie cenię za bezkompromisowość i dogłębną krytykę francuskiego społeczeństwa. Jako jeden z niewielu ma coś do powiedzenia. W nowym wydaniu czyli w wierszach powieści La carte et le territoire stracił nieco pazura, tekst wygładził, ale tylko po to, by jeszcze bardziej epatować pesymizmem. Mnie ta prostota stylu odpowiada. Drugą książką, która szczególnie zapadła mi w pamięć jest Le premier mot Vassilisa Alexakisa – powieść o poszukiwaniu pierwszego słowa. Jednak i tym razem nie powiem wiele więcej. Radzę po prostu przeczytać!

Leave a Comment

Filed under Uncategorized

wielojęzyczny słownik piłki nożnej UEFA

Mam zaszczyt dołączyć do grupy studentów opracowującej hasła do polskiej części słownika UEFA na Uniwersytecie Wrocławskim, pracującej pod czujnym okiem dr Stefana Kaufmana, dr Natalii Paprockiej i mgr Kai Gostkowskiej.

Więcej o projekcie

 

Leave a Comment

Filed under Uncategorized

wikipedia

Dziś rozpoczynam pracę na rzecz wikipedii. Zaczynam od dodawania brakujących odnośników do stron w języku francuskim. Choć to na razie jedynie drobny wkład, mam nadzieję, że okaże się on przydatny dla innych użytkowników strony. Z własnego doświadczenia wiem, jak pomocne w pracy tłumacza są hasła dostępne w wielu językach. W dalszej perspektywie chciałabym się przyłączyć do tłumaczeń artykułów medalowych z francuskiej wikipedii oraz zająć się edycją istniejących już haseł z zakresu literatury i kultury francuskiej.

Leave a Comment

Filed under Uncategorized

Marcel Pagnol – La Gloire de mon père

Poniżej moje tłumaczenie fragmentu powieści la Gloire de mon père (1957) Marcela Pagnola, które zostało wyróżnione w konkursie zorganizowanym w ramach warsztatów tłumaczeniowych (21-22 kwietnia 2010) na Uniwersytecie Wrocławskim.

Mon père avait une passion : l’achat des vieilleries chez les brocanteurs.

Chaque mois, lorsqu’il revenait de « toucher son mandat » à la mairie, il rapportait quelques merveilles : une muselière crevée (0 fr 50), un compas diviseur épointé (1 fr 50), un archet de contrebasse (1 fr), une scie de chirurgien (2 fr), une longue-vue de marine où l’on voyait tout à l’envers (1 fr), un couteau à scalper (2 fr), un cor de chasse un peu ovalisé, avec une embouchure de trombone (3 fr), sans parler d’objets mystérieux, dont personne n’avait jamais pu trouver l’usage, et qui traînaient un peu partout dans la maison.

Ces arrivages mensuels étaient, pour Paul et pour moi, une véritable fête. Ma mère ne partageait pas notre enthousiasme. Elle regardait, stupéfaite, l’arc des îles Fidji, ou l’altimètre de précision, dont l’aiguille, montée un jour à 4 000 mètres (à la suite d’une ascension du mont Blanc, ou d’une chute dans un escalier), n’en voulut jamais redescendre.

Alors, elle disait avec force : « Surtout, que les enfants ne touchent pas à ça ! »

Elle courait à la cuisine, et revenait avec de l’alcool, de l’eau de Javel, des cristaux de soude, et elle frottait longuement ces épaves.

Il faut dire qu’à cette époque les microbes étaient tout neufs, puisque le grand Pasteur venait à peine de les inventer, et elle les imaginait comme de très petits tigres, prêts à nous dévorer par l’intérieur.

Tout en secouant le cor de chasse, qu’elle avait rempli d’eau de Javel, elle disait, d’un air navré

— Je me demande, mon pauvre Joseph, ce que tu veux faire de cette saleté !

Le pauvre Joseph, triomphant, répondait simplement

— Trois francs !

J’ai compris plus tard que ce qu’il achetait, ce n’était pas l’objet : c’était son prix.

— Eh bien, voilà trois francs de gaspillés !

— Mais, ma chérie, si tu voulais fabriquer ce cor de chasse, pense à l’achat du cuivre, pense à l’outillage spécial qu’il te faudrait, pense aux centaines d’heures de travail indispensables pour la mise en forme de ce cuivre.

Ma mère haussait doucement les épaules, et on voyait bien qu’elle n’avait jamais songé à fabriquer ce cor de chasse, ni aucun autre.

Alors mon père, avec condescendance, disait

Tu ne te rends pas compte que cet instrument, peut-être inutile par lui-même, est une véritable mine ! Réfléchis une seconde : je scie le pavillon, et j’obtiens un cornet acoustique, un porte-voix de marine, un entonnoir, un pavillon de phonographe ; le reste du tube, si je l’enroule en spirale, c’est le serpentin d’un alambic. Je puis aussi le redresser pour en faire une sarbacane, ou une conduite d’eau, en cuivre, note bien ! Si je le scie en tranches fines, tu as vingt douzaines d’anneaux de rideaux ; si je le perce de cent petits trous, nous avons un collier à douches […]

 

Ojciec miał jedną pasję – kupowanie gratów u handlarzy starzyzną.

Co miesiąc, gdy wracał z merostwa, gdzie „uszczknął” nieco ze swej pensji, przynosił ze sobą liczne skarby: pęknięty kaganiec (0,5 franka), cyrkiel podziałowy ze złamaną igłą (1,5 franka), smyczek do kontrabasu (1 frank), piłę chirurgiczną (2 franki), lunetę morska, w której obraz jest odwrócony (1 frank), nóż do skalpowania (2 franki), spłaszczony róg myśliwski wraz z ustnikiem do puzonu (3 franki), nie mówiąc już o tajemniczych przedmiotach poniewierających się po całym domu, których przeznaczenia nie sposób odgadnąć.

Te comiesięczne dostawy przedmiotów były dla mnie i dla Pawełka prawdziwą frajdą. Matka nie podzielała naszego entuzjazmu. Zdumiona oglądała łuk z Wysp Fidżi czy też precyzyjny wysokościomierz, którego igła wzniosła się pewnego dnia do poziomu 4000 metrów (wskutek wspinaczki na Mont Blanc albo upadku ze schodów) i już nigdy się nie opadła.

Mawiała wówczas stanowczo: „Dzieci absolutnie mają tego nie dotykać!”

Biegła do kuchni, wracała z alkoholem, ługiem i kryształkami sody, a następnie długo czyściła te szczątki.

Należy wspomnieć, że w tamtych czasach drobnoustroje były nowinką, ponieważ wielki Pasteur dopiero je odkrył. Matka wyobrażała je sobie jako malutkie tygrysy gotowe pożreć nas od środka.

Potrząsając rogiem myśliwskim napełnionym ługiem, mówiła zasmucona:

- Mój biedny Józefie, zastanawiam się, co ty chcesz zrobić z tym świństwem!

Biedny Józef, triumfując, odpowiadał krótko:

- Trzy franki!

Dopiero później zrozumiałem, że to, co kupował, to nie były przedmioty – to była ich wartość.

- No tak, trzy franki wyrzucone w błoto!

- Ależ moja droga, gdybyś chciała wyprodukować ten róg myśliwski…tylko pomyśl o specjalistycznych narzędziach, których byś potrzebowała, pomyśl o setkach godzin pracy niezbędnych, aby nadać miedzi jego formę.

Matka lekko wzruszyła ramionami i łatwo można było poznać, że nigdy nie myślała o produkowaniu tego, ani też żadnego innego rogu.

Wtedy ojciec mówił z wyższością:

Nie zdajesz sobie sprawy, że ten instrument, choć być może sam w sobie nieużyteczny, jest prawdziwą kopalnią złota! Pomyśl przez chwilę: przecinam tubę i otrzymuję trąbkę słuchową, tubę morską, lejek, tubę do gramofonu; a jeśli skręcę ją w spiralę, powstanie wężownica do alembiku. Mogę także ją wyprostować, aby zrobić z niej dmuchawkę lub rurę – miedzianą – miej to na względzie! Jeśli potnę ją na cienkie kawałki, uzyskasz całe mnóstwo kółek do zasłon; a jeśli zrobię w nich sto małych dziurek, otrzymamy obręcz prysznicową [...]

 

Leave a Comment

Filed under Uncategorized

Samuel Beckett – Comment dire

Próba zmierzenia się z geniuszem. Poniżej zamieszczam własne tłumaczenie wiersza Samuela Becketta Comment dire (link do oryginału), które zostało wyróżnione przez Antoniego Liberę podczas warsztatów tłumaczeniowo-psychologicznych zorganizowanych przez Interdyscyplinarne Koło Badań nad Językiem działające przy Uniwersytecie Warszawskim 6 marca 2010 roku.

Relacja z wydarzenia: www.psychologia.pl/ikbj/warsztaty

 

Jakby to powiedzieć

szaleństwo -
szaleństwo żeby -
żeby -
jakby to powiedzieć -
szaleństwo żeby to -
od -
szaleństwo od tego -
biorąc -
szaleństwo biorąc to żeby -
widząc -
szaleństwo widząc to -
to -
jakby to powiedzieć -
to to -
to to to -
to to tu -
wszystko to to to tu -
szaleństwo biorąc wszystko to -
widząc -
szaleństwo widząc wszystko to to to tu żeby -
żeby -
jakby to powiedzieć -
oglądnąć -
podglądnąć -
myśleć że się podglądnie -
chcieć myśleć że się podglądnie -
szaleństwo żeby chcieć myśleć że się podglądnie co -
co -
jakby to powiedzieć -
i gdzie -
żeby chcieć myśleć że się podglądnie co gdzie -
gdzie -
jakby to powiedzieć -
tam -
tam dalej-
daleko -
daleko tam gdzieś dalej -
zaledwie -
daleko tam gdzieś dalej zaledwie co -
co -
jakby to powiedzieć -
widząc wszystko to -
wszystko to to to tu -
szaleństwo żeby oglądnąć co -
podglądnąć -
myśleć że się podglądnie -
chcieć myśleć że się podglądnie -
daleko tam gdzieś dalej zaledwie co -
szaleństwo żeby chcieć myśleć że się tam podglądnie co-
co -
jakby to powiedzieć -

jakby to powiedzieć

Leave a Comment

Filed under Uncategorized

La Liste Goncourt : le choix polonais 2009

Paczka najnowszej prozy francuskojęzycznej zawitała właśnie do Instytutu Filologii Romańskiej w związku z polską nagrodą Goncourtów, którą przyznawać będą studenci filologii francuskiej z całej Polski. Tak prezentują się nominowani:

Edem Awumey Les pieds sales
Sorj Chalandon La légende de nos pères
Daniel Cordier Alias Caracalla
David Foenkinos La Délicatesse
Eric Fottorino L’homme qui m’aimait tout bas
Jean-Michel Guenassia Guenassia Le club des incorrigibles optimistes
Yannick Haenel Jan Karsky
Justine Lévy Mauvaise fille
Laurent Mauvignier Des hommes
Serge Mestre La lumière et l’oubli
Marie Ndiaye Trois femmes puissantes
Véronique Ovaldé Ce que je sais de Vera Candida
Jean-Philippe Toussaint La vérité sur Marie
Delphine de Vigan Les heures souterraines

Przeczytanie 14 powieści w nieco ponad miesiąc to prawdziwy literacki maraton – ale jakże satysfakcjonujący!

Delphine de Vigan Les Heures souterraines – Książka typowo miejska, mocno współczesna, zakorzeniona w rzeczywistości. Gdy myślę o tym, by napisać streszczenie fabuły (opis losu dwóch Paryżan, kobiety i mężczyzny, ich żywotów równoległych), jawi mi się ona wtedy jako banalna. Przedstawienie problemu wydaje mi się być istotniejsze niż jej przytaczanie. Głównym wątkiem powieści jest samotność, zagubienie wśród innych istnień, które w tym miejście nie potrafią się odnaleźć, zapętlenie w wirze egzystencji (chce się aż dodać – pozbawionej sensu) i jej problemów, zupełna dehumanizacja. Z tym problemem zestawiona jest reakcja bohaterów – cisza, pozycja defensywna, niemoc. Bohaterowie nie potrafią przezwyciężyć bólu nagromadzonego wewnątrz nich, ani zrzucić ciężaru, którego nie są już w stanie unieść. Mimo to, nie umieją zwrócić się o pomoc do innego człowieka. Gorzki wydźwięk ma jedna z ostatnich scen w tej książce, kiedy bohaterowie, którzy mogliby się rozumieć, mogliby sobie wzajemnie pomóc mijają się. Brakuje im spontaniczności, energii, miłości do życia. A może tym cierpieniem nie sposób się podzielić?

Edem Awumey  Les pieds sales – Historia z tych intrygujących i zagmatwanych, bardzo ludzkich. Znów pojawia się Paryż, miejskość, tylko tym razem, uchwycona z zupełnie innej strony – jest mirażem schronienia, miejscem, gdzie się błądzi, lecz które jest tak samo bezwzględne, brutalne i pełne przemocy. To (o)powieść o wędrówce, ludziach bez swojego miejsca na ziemi, ciągle poszukujących i ciągle obcych. Jak można znaleźć swoje miejsce, zapominając lub nie znając swoich korzeni? Askia poszukuje ojca – rzecz niesłychana, z tego względu, że ciągle dostaje sygnały o jego istnieniu, a jednak odnalezienie go jest niemożliwe. Nawet zdjęcia z jego wizerunkiem przepadają. Przeszłość jest zatem złudzeniem, a teraźniejszość, której brutalności trzeba się poddać jest niesłychanie rzeczywista.

Justine Lévy Mauviase fille – Cóż…nie lada problem sprawia mi ta książka. Sama koncepcja konstrukcji jest w miarę interesująca. Główna bohaterka, Louise, dowiaduje się, że zostanie matką w momencie, gdy jej matka umiera. Mamy więc do czynienia z przemianą pokolenia. Pojawiają się więc refleksje na temat roli matki i roli córki, wzajemnego prozumienia, a raczej jego braku, ale są one wyrażone w specyficzny sposób. Louise zdaje się ona wpisywać w stereotypowy obraz współeczesnego egoisty, wtłoczonego w ramy społeczne, lecz wypełniającego obowiązki z dziwnej konieczności. Jedną z nielicznych zalet tej powieści jest humor.

Daniel Cordier Alias Caracalla – Książka ta, to wspaniałe świadectwo czasów II wojny światowej, ukazująca ona ówczesne nastroje, poglądy, sposób postrzegania świata, hierarchię wartości. Pozycja interesująca zwłaszcza po względem postrzegania historii przez pryzmat zwykłego człowieka, uczestnika wydarzeń. Zresztą, mając świadomość, że historycy każdego kraju, podkreślają to, co jest ważne zwłaszcza z ich perspektywy, uważam, że lektura ta jest z tego punktu widzenia interesująca. Niemniej jednak zupełnie nie rozumiem, dlaczego ta książka (bo to chyba nie jest powieść…) figuruje na liście Goncourtów.

Jean-Philippe Toussaint La Vérité sur Marie – Męcząca lektura, bardzo nierówna, kilka dobrych momentów wplecionych jest w ogólną szarzyznę. Za dobre momenty uważam fragmenty z rozszalałymi końmi – metaforyczne odzwierciedlenie emocji głównych bohaterów. Są to momenty wyraziste i znaczące. Cała reszta jest bezbarwna, nie wzbudza żadnych emocji.

Jean-Michel Guenassia Le Club des incorrigibles optimistes – Nie wiem czemu, ale lubię takie właśnie chłopięce narracje. Pozwalają one na wgląd w istotę świata z perspektywy kogoś, wolnego jeszcze od uprzedzeń. Poza tym pełne są one wybornych żartów, a wszystkie ważne czy nowe sytuacje opisane są z powagą, ale zupełnie szczerze. Nadaje to szczególnej lekkości, ale i pewnej doniosłości lekturze. Dojrzewanie to nie tylko splot międzyludzkich problemów, to także kwestia zmierzenia się z całym światem – z komunizmem czy z wojną w Algierii. Dorastanie ma jednak i swoje przyjemniejsze strony – literaturę, muzykę czy…piłkarzyki.

Véronique Ovaldé Ce que je sais de Vera Candida – Książka bardzo Marquezowa, lecz jednocześnie bardzo kobieca. Skojerzenie z Marquezem wydaje mi się nieuniknione przez usytowanie powieści Ameryce Południonej (choć nie jest to wyrażone wprost), wśród nieznośnego gorąca, wśród dzikości dżungli i przez sposób snucia opowieści – historii rodziny, w którą wplatają się wydarzenia nieprawdopodobne, czasem magiczne. Powieść jest kobieca nie tylko dlatego, że wyszła spod ręki kobiety, ale przede wszystkim z powodu wnikliwej obserwacji kobiecości. W tej powieści, jak w życiu przeplatają się dramaty i radości, a także ujawniają się niedopowiedzenia, których, jak się okazuje w ostatecznym rozrachunku, nie można ignorować.

Marie NDiaye Trois femmes puissantes – Trudno ocenia się książkę, która zdobyła nagrodę. Książka spodobała mi się, ale nie mogę stwierdzić, że jest ona niezwykła. Opowiadania, z których się składa są bez wątpienia zgrabnie skonstruowane. Same historie też są interesujące, przedstawiają ważne problemy, często obce zachodnimu człowiekowi, co jest ich dodatkowym walorem. Rzeczą, która przesądza o moim stosunku do tej książki, jest owa tytułowa siła – zupełnie bowiem nie rozumiem jej apoteozy. Tak przedstawiona siła, nie musi być czymś nadzwyczajnym. To tylko umiejętność stawiania czoła życiu, nie wynikająca z żadnych niezwykłych zdolności czy głęokich przekonań, lecz po prostu z instynktu samozachowawczego.

David Foenkinos La Délicatesse – Wśród innych pozycji na liście, to istna słodycz i przyjemność lektury (mimo, że są w tej historii momenty niekoniecznie przyjemne). Wspaniała zabawa językiem, genialne wtręty, lekkość stylu. Opowieść o miłości (jednej jedynej), a potem i o innej. Miniaturowe studium ludzkich emocji i sposobów istnienia. Jej czar i urok są niezaprzeczalne, choć jej prostota je nieco podkopuje.

 

Leave a Comment

Filed under Uncategorized

Le Monde Diplomatique o Cortázarze

Poza interesującym artykułem o Julio Cortázarze zamieszczam także zdjęcie jego grobu znajdującego się w Paryżu na cmentarzu Montparnasse. Niezwykłe jest to, jak pamięć o pisarzu żyje. Miłośnicy jego twórczości zostawiają na nagrobku nie tylko kwiaty oraz serdeczne podziękowania, ale także zapewnienia o tym, że pewna Maga znalazła swojego Horacio, próbki własnej poezji lub prozy, papierosy.

Cortázar, le magicien

L’écrivain franco-argentin Julio Cortázar (1914-1984) a inventé un réalisme fabuleux dont ses textes courts, qui reparaissent aujourd’hui, concentrent toute la force. Son engagement politique ne l’a jamais amené à insulter ses lecteurs en confondant littérature et pédagogie ou en accumulant les concessions aux modèles constitués de la littérature militante.

Publication de l’ensemble des contes et nouvelles de Julio Cortázar : occasion de redécouvrir l’écrivain qui, sans doute, au XXe siècle, aura eu l’imagination la plus riche et la plus foisonnante. Ce qui n’excluait en rien, pour lui, un engagement sans ambiguïté dans le combat anti-impérialiste.

Vous ouvrez le livre, au hasard, vous commencez à lire quelques lignes : immédiatement, la magie opère.

Par exemple : un homme voyage dans différents pays d’Amérique centrale. Il prend des photos — notamment celles de peintures naïves, populaires, qu’il découvre avec éblouissement. Revenu chez lui, à Paris, il fait développer et tirer ses pellicules, et se projette les diapos qui en résultent. Il s’aperçoit alors que les images de peintures naïves ont disparu, et que s’y sont substituées des scènes de violence, de répression policière (renvoyant, peut-être, à l’Argentine de la dictature militaire, où il n’a pas mis les pieds). Le laboratoire a-t-il, par erreur, interverti deux rouleaux de pellicule ? Ou bien s’agit-il d’un phénomène beaucoup plus mystérieux — comme si c’était la violence même de l’histoire qui l’interpellait, en lui imposant, magiquement, le spectacle de ce qu’il n’a pas su ou voulu voir ? L’homme est saisi d’une angoisse, d’un malaise, va vomir dans sa salle de bains, tandis que sa femme, qui vient d’arriver, regarde à son tour le diaporama. Lorsqu’il revient auprès d’elle, elle lui dit qu’elle trouve magnifiques ces photos de peintures populaires… (Apocalypse de Solentiname)

Ou bien : un homme, à la suite d’un accident, va être opéré. Au début de l’anesthésie, il rêve qu’il est un Indien de l’époque précolombienne, poursuivi et capturé par les Aztèques. Progressivement, le rêve devient de plus en plus précis, jusqu’au moment où les choses s’inversent : la réalité, c’est cette scène de sacrifice humain — et c’est l’homme, l’Indien, qui, avant d’être tué, est envahi par un étrange rêve situé dans le futur, où il se retrouve allongé sur une table d’opération, tandis qu’un chirurgien brandit un scalpel au-dessus de son corps immobilisé. (La Nuit face au ciel)

Ou encore : il existe, de nos jours, à Buenos Aires, une galerie commerciale qui détient la mystérieuse propriété de communiquer directement avec un passage couvert, dans le Paris du XIXe siècle ; le narrateur a ainsi la possibilité d’être transporté, de temps en temps, au milieu d’une foule pittoresque et depuis longtemps disparue — où on lui signale la présence d’un autre énigmatique Sud-Américain, dont on finit par deviner qu’il s’agit de Lautréamont. (L’Autre Ciel)

Des centaines d’histoires de ce type… Excellente initiative que d’avoir rassemblé, en un seul volume (1), l’essentiel des « formes brèves » écrites par ce maître du genre qu’était Cortázar : non seulement les contes et nouvelles déjà réunis en recueils du vivant de l’auteur (dans des livres comme Les Armes secrètes, Fin d’un jeu, Octaèdre, Façons de perdre, etc.), mais aussi les récits écrits en contrepoint d’œuvres picturales ou graphiques, et plusieurs textes narratifs jusqu’à présent éparpillés, parfois inédits en français.

Le résultat ? Mille pages d’un enchantement permanent. Où l’on échappe au monde des apparences, comme à celui des causalités logiques ordinaires. Où c’est bien le monde réel qui est figuré (depuis les détails de la vie quotidienne jusqu’au contexte historique ou politique), mais où s’infiltrent, insensiblement, des éléments insolites, incertains, illogiques, merveilleux, inquiétants, oniriques. Une incessante recomposition de l’espace et du temps, où s’ouvrent, dans ce que nous tenons pour le plus solide, des fêlures, des brèches, autorisant toutes sortes d’effractions, de translations imprévues, de collisions, de transmutations.

La vie d’un authentique écrivain, on s’en aperçoit de plus en plus, malgré le préjugé scolaire ou journalistique, résulte de ce qu’il écrit. Comme ses récits, celle de Cortázar est tramée de circulations, de traversées, laissant entrevoir un homme perpétuellement entre deux espaces, deux continents, et que l’on ne saurait assigner à résidence. Naissance à Bruxelles, en 1914, et, quatre ans après, rapatriement en Argentine, berceau de sa famille. Imagination précoce, formation largement autodidacte, premières activités littéraires, puis un sentiment d’étouffement, dans l’Argentine péroniste — d’où l’exil délibéré, l’installation, en 1951, à Paris (pôle d’aimantation irrévocable). Premiers livres, voyages multiples — et rencontre, dans les années 1960, avec ceux qui constituent la grande constellation romanesque latino-américaine de la seconde moitié du XXe siècle (Carlos Fuentes, Gabriel García Márquez, Mario Vargas Llosa, José Lezama Lima), dont il est l’aîné, mais dont il se sent indéfectiblement solidaire. Réputation grandissante, et engagement de plus en plus accentué pour les grandes causes de l’Amérique latine (soutien aux luttes anti-impérialistes, aux combats contre les dictatures militaires). L’une des premières décisions de François Mitterrand, après son accession à la présidence, sera de lui accorder la nationalité française (en même temps, du reste, qu’à Milan Kundera). Cortázar mourra en 1984 — des suites d’une très étrange maladie, qui ne cessait de le faire grandir (telle est, du moins, la légende)…

On pourrait mettre l’accent, bien entendu, sur les romans majeurs de Cortázar, ceux qui l’ont hissé au niveau des plus grands de la constellation précédemment évoquée : et au premier titre Marelle, cet écrit baroque, proliférant, cette « œuvre ouverte » permettant au lecteur de choisir, en modifiant l’ordre des chapitres, entre deux romans différents à l’intérieur d’un même livre, et où se tisse tout un réseau d’échos et de contrastes entre l’Europe et l’Amérique latine — entre l’utopie qu’était l’Amérique latine pour l’Europe, et l’utopie qu’est devenue l’Europe pour l’Amérique latine… Mais c’est probablement dans l’art de la nouvelle, du récit bref, que Cortázar est le plus singulier. Un art dont il explique très bien, dans une conférence donnée à Cuba en 1963, et reprise en introduction à ce volume, qu’il doit, dès les premières lignes, capter l’attention du lecteur, en introduisant cette « rupture du quotidien » qui « va bien au-delà de l’anecdote racontée » ; qu’il lui faut échapper à ce « faux réalisme qui consiste à croire que toute chose peut être décrite ou expliquée » ; qu’il implique une tension soutenue (le lecteur, dit-il, doit être vaincu « par knock-out, et non aux points »), un principe de condensation maximale, exigeant d’« éliminer toutes les situations intermédiaires », toutes ces « phases de transition » auxquelles les longs romans ne peuvent échapper ; que le récit doit devenir, en somme, un intense foyer magnétique susceptible d’attirer « tout un système de relations connexes ».

Or, le tour de force de Cortázar, qui s’impose à la lecture de ces « contes », c’est de savoir ramasser en quelques pages tout ce qui caractérise et qualifie l’art des « grands » romans : la variation des voix narratives, souvent, ou la multiplicité des points de vue, mais aussi l’exploration de territoires jusqu’alors ignorés, l’habileté à suggérer des espaces et des temps parallèles au-delà de la réalité quotidienne, les glissements progressifs d’un univers à un autre. Comme si, chez lui, les contraintes de la narration brève, elliptique, loin de brider l’imagination, ne servaient qu’à lui donner plus de densité. D’où ces mondes fabuleux, prodigieux, dans lesquels le lecteur est d’emblée projeté : où un musicien de jazz a la faculté, en quelques minutes, de « revivre » des journées entières de sa vie, dans tous leurs détails, et aussi, parfois, de faire éprouver cette étrange dilatation du temps dans sa musique même ; où une jeune fille, simplement imaginée par des enfants au cours de leurs jeux, en vient à se matérialiser aux yeux d’un adulte, qui en tombe amoureux ; où les miroirs de l’île de Pâques avancent ou retardent selon le rivage où ils sont placés, et où des artichauts peuvent remplacer les pendules (il suffit de les effeuiller pour connaître l’heure)…

Cortázar, donc, à la suite de Jorge Luis Borges mais de façon bien plus foisonnante ou exubérante, fut l’un des très grands maîtres, au XXe siècle, du registre fantastique (qu’il contribua à étendre très au-delà de ses fonctions convenues). Rien là d’incompatible, pour lui, cependant, avec le souci du monde réel, dont témoignent ses engagements concrets. Sa participation au « tribunal Russell » (assemblée d’intellectuels et d’autorités morales vouée, dans les années 1960 et 1970, à juger les crimes américains au Vietnam, puis ceux des dictatures latino-américaines). Son adhésion enthousiaste à la révolution cubaine, peu à peu tempérée par la conscience des dérives autoritaires du castrisme (d’où sa protestation, par exemple, contre le sort fait au poète Herbert Padilla) — mais sans que cela le conduise, comme nombre de ses amis écrivains, à condamner en bloc le régime (2). Son soutien au pouvoir de Salvador Allende, au Chili — puis, après le coup d’Etat d’Augusto Pinochet, sa participation effective à l’aide aux réfugiés chiliens en Europe. Sa lutte ouverte contre la dictature militaire en Argentine. Sa solidarité affichée avec le mouvement sandiniste au Nicaragua, en butte à l’offensive des « contras » soutenue par la CIA. En bref, un apport généreux et constant à tous les combats anti-impérialistes de l’Amérique latine, fondé sur le « difficile et simple principe selon lequel l’humanité commencera à mériter son nom le jour où aura cessé l’exploitation de l’homme par l’homme (3) ».

Or, cela n’impliquait en rien, pour lui, qu’il faille faire des concessions aux modèles constitués de la littérature militante. Cortázar, de fait, au cœur même de ses engagements, n’a cessé de s’opposer inflexiblement aux « critères étroits de ceux qui confondent littérature et pédagogie » : « Je crois plus que jamais, ajoutait-il, que la lutte pour le socialisme en Amérique latine doit affronter l’horreur quotidienne (…) en gardant précieusement, jalousement, la capacité de vivre telle que nous la souhaitons pour ce futur, avec tout ce qu’elle suppose d’amour, de jeu et de joie. »

En définitive, pour Cortázar, la littérature a ses droits, sa complexité, son histoire propre ; elle se doit d’investir et de conquérir sans cesse des domaines nouveaux (fussent-ils imaginaires), et non se contenter d’illustrer ce que l’on sait déjà ; elle n’a pas à être « au service » d’une révolution, elle est en soi une révolution positive, un jeu majeur, une expérience des limites sans fin repoussées, une liberté anticipatrice. Et cette exigence-là, selon lui, ne reposait en rien sur le mépris du peuple, mais tout au contraire sur une confiance en lui que ne partagent guère, au fond, ceux qui tombent dans la « facile démagogie d’exiger une littérature accessible à tout le monde ». « On ne rend aucun service au peuple, précisait-il, si on lui propose une littérature qu’il peut assimiler sans effort. »

Autrement dit, « écrire révolutionnairement », pour Cortázar, cela ne voulait pas dire « écrire obligatoirement au sujet de la révolution elle-même ». Rien de plus significatif, en ce sens, que son récit le plus explicitement politique, Réunion. Il y réalise l’exploit d’imaginer le monologue intérieur d’Ernesto Che Guevara lors de son débarquement à Cuba, en compagnie des premiers guérilleros castristes ; mais il prend bien soin de fuir, dans cette restitution, toute tonalité conventionnellement héroïque ou épique — s’autorisant même d’étonnantes échappées sur l’irrationnel (le Che, dans sa rêverie, en vient à percevoir que l’histoire fonctionne aussi, mystérieusement, avec des harmonies, des dissonances, des contrastes rythmiques, des contrepoints, comme un quatuor à cordes de Mozart)…

L’imaginaire, à suivre Cortázar, n’est pas ce qui nous éloigne de la réalité, mais ce qui l’invente et la rend plus riche. C’est même en cela qu’il peut se conjuguer avec le grand espoir « affirmatif » et « vital » de l’homme, « sa soif érotique et ludique », « son exigence d’une dignité partagée sur une terre libérée de l’horizon journalier de crocs et de dollars ».

Guy Scarpetta

Leave a Comment

Filed under Uncategorized