L’écume des jours, czyli recenzja tłumaczenia filmu Dziewczyna z lilią

Wiele już wylano atramentu i wybito klawiszy nad polskimi tytułami zagranicznych filmów. Dziewczyna z lilią dołącza do niechlubnego grona tytułów nietrafionych i absurdalnych. Film mógłby się równie dobrze nazywać Dziewczyna z wyrywaczem serc albo Młodzian z Partre’em pod pachą. Ale nie o tym chciałam pisać.

źródło: www.premiere.fr

Boris Vian jest jednym z moich ulubionych pisarzy, dlatego z niecierpliwością czekałam na tę ekranizację. Wizualnie film po prostu czaruje surrealizmem i zachwyca efektami, choć czasem ich nagromadzenie może wydawać się męczące. Podobało mi się także igranie ze współczesnością – ujęcie w filmie rozkopanych Les Halles. Wciąż nie jestem do końca przekonana do obsady, bo choć lubię i Audrey Tautou i Romaina Durisa, to ci piękni, prawie czterdziestoletni, nie emanują już świeżością godną dwudziestoletnich bohaterów książki. To jednak błahostka. Nic nie równa się z rozczarowaniem, jakie przyniosło tłumaczenie filmu. I nie o tytuł wyłącznie mi chodzi. Większość dialogów, oględnie mówiąc, nie urzeka.

We francuskim oryginale zdania wyrwane prosto z powieści sąsiadują ze zdaniami przekształconymi na potrzeby fabuły filmowej. W polskim przekładzie istnieją prawdopodobnie zdania wyłącznie przekształcone przez tłumacza. Odnoszę nieodparte wrażenie, że osoba przygotowująca napisy nie sięgnęła do spolszczenia „Piany dni” („Piany złudzeń”) dokonanego przez Marka Puszczewicza. Zamiast „pianoktajlu” jest „pianobar”, zamiast „wyrywacza serc” jest „wyłuskiwacz serc”. Po co? Dlaczego? U miłośników prozy Viana powoduje to rozdwojenie jaźni.

Polskie napisy nie oszałamiają także językiem. Często jest on ordynarny i zbyt współczesny. Zdanie, które w oryginale książkowym brzmi: „Je n’aime pas les garçons qui disent des horreurs devant les jeunes filles” (a u Marka Puszczewicza „Nie lubię chłopców, którzy plotą podobne okropieństwa w obecności dziewcząt”) zostało skrócone do niezbyt zgrabnego „Nie lubię facetów, którzy są obleśni”. Rozumiem, że 40 znaków na linijkę mocno ogranicza, ale naprawdę można było z tego lepiej wybrnąć! Inną kwestią jest to, że czasem, zupełnie bez uzasadnienia, „vous” tłumaczone jest zamiast pan/pani jako ty. Kto zwraca się do dopiero co poznanego lekarza per ty?

Muszę przyznać, że polskie tłumaczenie filmu mocno mnie zirytowało i przez to nieco zepsuło odbiór filmu jako całości. A szkoda, bo „L’écume des jours” w reżyserii Michela Gondry’ego naprawdę warto zobaczyć.

Leave a Comment

Filed under Uncategorized

Comments are closed.