Oto nominowani:
Vassilis Alexakis L’enfant grec
Gwenaëlle Aubry Partages
Thierry Beinstingel Ils désertent
Serge Bramly Orchidée fixe
Patrick Deville Peste et choléra
Joël Dicker La vérité sur l’affaire Harry Québert
Mathias Enard Rue des voleurs
Jérôme Ferrari Le sermon sur la chute de Rome
Gaspard –Marie Janvier Quel trésor !
Linda Lê Lame de fond
Tierno Monenembo Le terroriste noir
Joy Sorman Comme une bête
W związku z tym, że czytam już od 4 lat książki nominowane do Nagrody Goncourtów, wyklarowała mi się pewna wizja książek goncourtowych. Tworzą one niejednolity twór i dlatego, trzeba odróżnić ziarno od plew. Tych ostatnich, mdłych i mało odkrywczych, jest oczywiście więcej, ale bywają i tłuste lata albo raczej piękne przypadki, które wpychają w ręce świetną powieść już na początku czytania.
Doświadczenie nauczyło mnie, że wydawnictwo Actes Sud wybiera książki nietypowe i znaczące. Właśnie dlatego z niecierpliwością pochwyciłam Sermon sur la chute de Rome, której autorem jest Jérôme Ferrari. I nie zawiodłam się. Jest to powieść dobrze przemyślana, której struktura zrywa z linearnością, nie w celu urozmaicenia, ale po to, by lepiej uwidocznić złożoność ludzkich losów, nieuchronne przemijanie cykli, powolne konstruowanie przez bohaterów światów, które skazane są na zagładę. Na kartach tej niewielkiej książki splatają się ze sobą losy kilku pokoleń, tworzą całość, ale nie odbierają żadnemu z bohaterów swoistości. Mistrzowska minimalistyczna saga, w której pobrzmiewa dwudziestowieczna historia Francji : kolonizacja, dwie wojny światowe, wojny o utrzymanie pozycji imperium w Wietnamie i Algierii. Początkowo trudno jest wejść w ten świat, ale po chwili zaczyna on przykuwać swoją prawdziwością, jasnymi i ciemnymi stronami życia, choć tych drugich jest z pewnością więcej. Z powieści przebija poczucie nieuchronności, konieczności poddania się biegowi spraw, niewytłumaczalności pewnych zjawisk. Filozofia krzyżuje się z życiem, po to, by zostać zepchnięta na margines. Jednak na ostatnich stronach powraca i to jak! Ludzka pycha zostaje ukarana. We współczesnej goncourtowej powieści to właściwie wyjątek: w zakończeniu wkracza metafizyka, przenosimy się do świata zagrożonego upadkiem, chaosem, który przynoszą najazdy barbarzyńców zwiastujące nieuchronny koniec świata. Słuchamy Augustyna, który przemawia o nicości, ocaleniu i odrodzeniu w innym, lepszym świecie. I zostajemy z pustymi rękami, bo współczesnemu człowiekowi trudno uwierzyć jego słowom.
Ils désertent nie jest pierwszą nominacją Thierry’ego Beinstingela do Prix Goncourt. Dwa lata temu na liście stworzonej przez Akademię figurowała książka Retour aux mots sauvages nawiązująca do samobójstw w France Télécom. W swoim kolejnym utworze Thierry Beinstingel wciąż zajmuje się kondycją współczesnego człowieka, która nieuchronnie łączy się z pracą i karierą. Powracają tematy związane z samotnością, zaburzoną hierarchią wartości, strachem, wyrachowaniem. Finał jest jednak pełen optymizmu, literatura Was ocali! Powieść czyta się dobrze, choć nie zachwyca, bo temat zdaje się zbyt wyeksploatowany przez socjologów, by mógł wzbudzać większe zainteresowanie. Autor eksperymentuje z formą, choć trudno nazwać ekperymentem technikę, którą przyswoili już twórcy nouveau roman. Czytelnik jest poniekąd zmuszony wcielić się w dwoje bohaterów: w starszego sprzedawcę, gdy wywoływany jest poprzez użycie formy vous i w młodą kobietę, gdy w tekście pojawia się tu. Ils désertent opacznie zrozumiane przez Pana/Panią i Ciebie zamienia się w île déserte. Tak to mniej więcej wygląda.
Linda Lê, a raczej odrobina Orientu zawarta w tym nazwisku trafia w czułą nutę, a rozpoczynający Lame de fond duch, przemawiający zza grobu i konstruujący zarazem pierwsze z czterech świadectw przywodzi na myśl opowiadanie Akutagawy. Rozbudzone nadzieje zasypiają jednak ze znużenia, które przeradza się w rozczarowanie. Nieco za połową zaczynają się powtórzenia, które zabijają całą historię. Interesujące pozostają jednak cztery różniące się (choć nie do przesady) doborem języka narracje i cztery punkty widzenia. Ciekawy też jest przekrój przez pokolenia, różne style życia i przenikanie się Wschodu z Zachodem.
L’enfant grec Vassilisa Alexakisa to bardzo ciekawa pozycja na tegorocznej liście. To narracja, która, tak jak jej autor, chodzi o kulach. To powieść, której nie można przeczytać z rozpędu. Spowalnia czas, bo snujący opowieść nie może się spieszyć, ma bardzo dużo czasu na drobiazgową analizę najróżniejszych elementów rzeczywistości, na wspominanie lat dziecięcych i rozważania o sytuacji we współczesnej Grecji ogarniętej kryzysem. Ta powieść to hołd złożony młodzieżowej literaturze francuskiej i Ogrodowi Luksemburskiemu, który nie tylko jest świadkiem wielu niezwykłych historii, ale który sam staje się bohaterem. Przenika ją nostalgia za przeszłością, fascynacja tym, co tak jak marionetki, należy do świata, który nieubłaganie przemija. Jak pisze sam autor: To książka o życiu i śmierci [...], o zdrowiu i chorobie [...], ruchu i trwaniu, geście i słowie, [...], kłamstwie i prawdzie, śnie i jawie, pamięci i zapomnieniu, bogactwie i biedzie, naiwności i wyrachowaniu. Omal nie dodałem, że o bycie i nicości, ale w porę się powstrzymałem.